Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w Polsce wciąż mamy więcej zgonów niż urodzeń. W pierwszej połowie ubiegłego roku przyrost naturalny wyniósł -1,4 na 1000 ludności. Najlepiej pod tym względem było w województwie pomorskim – 0,9 na 1000 osób. Na plusie znalazły się jeszcze małopolskie i wielkopolskie. W latach 2015-2017 wzrastała liczba urodzeń. 3 lata temu osiągnęła blisko 402 tysięcy, a następnie spadła. Zdaniem ekspertów, w najbliższym czasie dodatni przyrost naturalny jest nierealny. Grupa kobiet w wieku reprodukcyjnym będzie się kurczyć.
W Polsce w pierwszej połowie 2019 roku przyrost naturalny był ujemny. Według danych GUS-u, wyniósł -1,4 na 1000 ludności. Żywych urodzeń przypadło 9,5 na 1000 ludności, a zgonów ¬– 10,9. Populacja liczyła ponad 38,3 mln osób, w tym przeszło 19,8 mln kobiet.
– Jako demograf patrzę przede wszystkim na tzw. współczynnik dzietności. Jeśli on wynosi około 2,1, to zapewnia tzw. zastępowalność pokoleń. Kobieta rodzi dwoje dzieci, które są w stanie zastąpić ją i jej partnera. Jeżeli jest poniżej 2, to prędzej czy później widzimy ujemny przyrost naturalny. I taką sytuację mamy w Polsce od dłuższego czasu. Współczynnik oscyluje pomiędzy 1,25 a 1,4 i jest jednym z najniższych w Europie – komentuje dr hab. Anna Matysiak z Katedry Ekonomii Ludności i Demografii Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak podkreśla dr Anita Abramowska-Kmon, kierownik Zakładu Demografii SGH w Warszawie, populacja Polski będzie maleć. Dodatni przyrost naturalny jest nierealny. Ludność Polski starzeje się, rośnie liczba i udział osób starszych, co oznacza, że w przyszłości należy oczekiwać dalszego wzrostu liczby zgonów. Ekspert przywołuje wyniki projekcji ludnościowej Eurostatu z 2018 roku. Według przewidywań, w 2040 roku zgonów będzie prawie 460 tysięcy, czyli ponad 10% więcej niż obecnie.
– Wydaje mi się, że dodatni przyrost naturalny nie jest realny w najbliższym czasie, zwłaszcza że mamy koronawirusa. Ale nawet abstrahując od tej sytuacji, nie widzę możliwości, żeby liczba urodzeń rosła, ponieważ raczej nie wzrośnie współczynnik dzietności. On ostatnio lekko spadł, a teraz zapowiada się spowolnienie gospodarcze, więc też raczej nie pójdzie w górę. Ponadto liczba kobiet w wieku rozrodczym maleje, co wynika ze spadku dzietności w ubiegłych trzech dekadach – mówi dr hab. Anna Matysiak.
Jak wynika z danych GUS, wzrost cen usług stomatologicznych wynosi ponad 8% r/r. Dla porównania, inflacja w całym sektorze zdrowia jest niższa. Eksperci komentujący te dane twierdzą, że wkrótce wzrost może być nawet dwucyfrowy r/r.
Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, w pierwszej połowie ub.r. dodatni przyrost naturalny był w trzech województwach. To pomorskie (0,9 na 1000 osób), małopolskie (0,7) oraz wielkopolskie (0,5). Natomiast najgorsze wyniki pod tym względem zanotowały woj. łódzkie (-4,1), świętokrzyskie (-3,9) oraz śląskie (-3,1).
– Procesy demograficzne zawsze były zróżnicowane regionalnie. Dla przykładu, województwo łódzkie od lat charakteryzuje się niską dzietnością i jedną z najniższych wartości oczekiwanego trwania życia. To sprawia, że jest prekursorem, jeśli chodzi o spadek liczby ludności i jej starzenia się. Generalnie w województwach z dodatnim przyrostem naturalnym odnotowuje się największe wartości współczynnika dzietności, a także wyższe oczekiwane trwanie życia noworodka – zaznacza dr Anita Abramowska-Kmon.
GUS informuje, że w 2015 roku było 369 308 żywych urodzeń. W kolejnym roku – 382 257, a w 2017 roku – 401 982. Natomiast 2 lata temu liczba ta spadła do 388 178. Ze wstępnych szacunków wynika, że w 2019 roku zarejestrowano 375 tys. urodzeń żywych. Jak stwierdza dr hab. Anna Matysiak, wzrost w latach 2015-2017 wynikał przede wszystkim z dobrej sytuacji ekonomicznej w regionie. Mógł też być skutkiem wprowadzenia świadczeń społecznych, choć nie mamy na ten temat odpowiednich badań. Te dwa czynniki mogły sprawić, że młodzi ludzie przyspieszyli swoje decyzje o posiadaniu dzieci. Nie jest jednak pewne czy rodziny rzeczywiście chcą mieć więcej dzieci czy też po prostu zdecydowali się mieć je wcześniej. Spadek liczby urodzeń w 2017 wskazuje raczej na to drugie wyjaśnienie, choć jeszcze jest za wcześnie, abyśmy mogli wiedzieć to na pewno.
– Demografowie wskazywali, iż zmiany polityki rodzinnej od 2013 roku, w tym także wprowadzenie Programu Rodzina 500+, mogą zachęcić Polaków do decyzji o dziecku. Jednak podkreślali, że jeśli nawet wystąpi wzrost liczby urodzeń, to będzie krótkotrwały. Jest bowiem coraz mniej kobiet, które mogą urodzić dziecko. Obserwowany w latach 2015-2017 wzrost wynikał ze zmiany tzw. kalendarza urodzeń, czyli przyśpieszenia decyzji o urodzeniu kolejnego dziecka. W ogólnej liczbie zwiększył się udział dzieci drugiej i trzeciej kolejności – informuje kierownik Zakładu Demografii SGH w Warszawie.
Oszuści mają nowy sposób na Polaków. Przestępcy podają się za kancelarie prawne specjalizujące się w obsłudze kredytobiorców. Twierdzą, że oszczędności rozmówcy są zagrożone, ale dzięki zastosowaniu się do ich rekomendacji można środki uratować. Szczególnie narażeni są frankowicze.
Według dr hab. Anny Matysiak, wzrost dzietności był bardzo słaby w porównaniu do wzrostu w regionie. Ekspert podkreśla, że w Polsce ciągle jest trudno połączyć aktywność zawodową z posiadaniem dzieci, z rodziną. Są już teraz różne rozwiązania, np. płatne urlopy dostępne dla obojga rodziców, które gwarantują ciągłość dochodów rodzinom w ciągu roku po urodzeniu dziecka. Jednak mężczyźni rzadziej niż w wielu krajach europejskich decydują się na ten wariant. Korzystają z niego głównie kobiety, co potem uderza w nie na rynku pracy. Nie bez znaczenia jest również bardzo słabo rozwinięta opieka instytucjonalna, tj. żłobków i przedszkoli.
– Liczba urodzeń na poziomie około 400 tysięcy rocznie nie będzie wystarczająca, by zrównoważyć rosnącą liczbę zgonów i ustabilizować przyrost naturalny na poziomie 0. Projekcja ludnościowa Eurostatu dla Polski przewiduje zmniejszenie liczby urodzeń, mimo zakładanego wzrostu tzw. współczynnika dzietności całkowitej do prawie 1,6 dziecka na kobietę w 2040 roku. Za 20 lat prognozowana liczba urodzeń ma wynieść nieco ponad 305 tysięcy – wyjaśnia dr Anita Abramowska-Kmon.
Na liczbę ludności wielu państw, w tym Polski, wpływają także migracje. Jak wskazuje dr hab. Anna Matysiak, np. kraje Europy Północnej i Zachodniej mają duży napływ imigrantów i mały odpływ miejscowych. U nas do tej pory to saldo migracyjne było ujemne, choć ostatnio przybywa coraz więcej obcokrajowców. Ponadto, po 2004 roku wyjechało sporo osób, ale nie wiemy dokładnie ile. A w tej grupie było dużo ludzi w wieku rozrodczym. To też sprawia, że urodzeń jest mniej.
– W kolejnych latach należy oczekiwać dalszego spadku. Kobiet w wieku reprodukcyjnym, tj. 15-49 lat, będzie systematycznie ubywać w przyszłości. Ponadto zmaleje liczba kobiet w młodszych grupach wieku, czyli do 34. roku życia. Podobnie będzie z paniami charakteryzującymi się największą płodnością i natężeniem urodzeń, czyli w wieku 25-34 lata. Natomiast będzie rosła liczba kobiet w wieku 40-49 lat, odznaczających się niską płodnością – podsumowuje kierownik Zakładu Demografii SGH w Warszawie.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Materiał chroniony jest przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 roku o ochronie baz danych. Materiał może być wykorzystany (w tym dalej publicznie udostępniany) wyłącznie przez zarejestrowanych Użytkowników serwisu, tj. dziennikarzy/media. Jakiekolwiek wykorzystywanie przez nieuprawnione osoby (poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami) jest zabronione.